Relacja z konferencji Kodály 2017 – tradycje muzyczne w rodzinie, edukacji i kulturze

W dniach 25 i 26 listopada w Akademii Muzycznej w Katowicach odbyła się Międzynarodowa Konferencja Naukowo-Praktyczna Kodály 2017 zorganizowana przez Polskie Stowarzyszenie Edukacji i Animacji Muzycznej we współpracy z Akademią Muzyczną w Katowicach, a także – Stowarzyszeniem im. Zoltana Kodalya w Polsce oraz Węgierskim Instytutem Kultury w Warszawie.

Wielka admiracja Zoltana Kodály’a dla muzyki ludowej, przede wszystkim rodzimej, a zarazem poświęcenie się idei edukacji poprzez kultywowanie tradycyjnego, ludowego repertuaru poprzez śpiew, stała się pretekstem do interesującej refleksji nad systemem edukacyjnym oraz tradycjami muzycznymi Polski i Węgier, a także – jak ujmował to podtytuł konferencji – „ich miejscem w rodzinie, edukacji i kulturze”.  

Intensywny dwudniowy maraton wykładów i warsztatów, dyskusji oraz prezentacji muzycznych miał na celu przede wszystkim, co podkreślił rektor Akademii Muzycznej w Katowicach prof. dr hab. Władysław Szymański otwierając konferencję, sprowokowanie dyskusji i znalezienie odpowiedzi na pytanie „czy” i „jak”, zachowując tradycyjną muzykę ludową w autentycznej postaci, nie zniekształcając jej odrębnego charakteru, przekazywać ją w nauczaniu akademickim, a także w jaki sposób nauczać jej na poziomie szkoły podstawowej i średniej – czy wprowadzać w struktury obecnych szkół artystycznych, czy też – jak zalecał Kodály – uczyć rozumienia muzyki poprzez śpiewanie rodzimych pieśni ludowych w szkołach powszechnych, najlepiej od poziomu przedszkola? W trakcie dyskusji w jaką przerodziła się przewidziana w programie konferencji sesja naukowa padły bardzo istotne pytania, także o to czy wykwalifikowana potencjalna kadra, czyli obecni na sesji studenci i absolwenci uczelni muzycznych z całej Polski, gotowa jest podjąć wyzwanie „pracy u podstaw” i – jak Kodály – miłość do muzyki przekuć w pracę dla przyszłych pokoleń. Odpowiedzi pozytywnych było niezwykle mało, co do pewnego stopnia z pewnością wiąże się z niskim prestiżem zawodu nauczyciela muzyki w polskiej szkole. Nie brakło wprawdzie – wśród dyskutantów i uczestników – nauczycieli z charyzmą i kontynuatorów szczytnej postawy węgierskiego twórcy, pozostaje jednak otwartym pytanie czy ich przykład pociągnie za sobą innych.

Kwestia upowszechniania pięknych, nie tylko regionalnych tradycji muzycznych, jak wynikało z dyskusji, pozostaje na razie raczej w gestii sprawnych animatorów, pasjonatów działających w ramach ośrodków kultury czy organizacji pozarządowych niż szkół. Te działania „oddolne” są cenne, choć udane inicjatywy tego typu mają zazwyczaj charakter lokalny i często ograniczony w czasie, więc trudno w tym wypadku mówić o powszechnym nauczaniu „języka tradycji”.

Trudno także mówić o powszechnym, świadomym kultywowaniu rodzimych tradycji muzycznych w Polsce, choć takie przypadki się zdarzają, jak pokazał choćby warsztat Witolda Roy Zalewskiego poświęcony „żywej tradycji w pracy z dziećmi” w ramach programu „Mały Kolberg”. Osoby w nim uczestniczące, podzieliły się w ramach zajęć swoimi doświadczeniami w tym względzie na gruncie nie tylko zawodowym, ale i rodzinnym oraz środowiskowym. Wielu z nich przy okazji uświadomiło sobie obecność spontanicznych, często nieuświadomionych spotkań z tradycją pod różnymi postaciami. Bo przecież chociażby coroczne kolędowanie – jak podkreślił prowadzący warsztat – wraz z odtwarzanymi z pamięci melodiami, pozwala zapoznać się z podstawowymi rytmami polskich tańców ludowych.

Ciekawym, choć wydawałoby się, dalekim nawiązaniem do myśli i koncepcji Zoltana Kodaly’a, był warsztat „Lifemusic” prowadzony przez Adama Świtałę, ukazujący nowoczesną propozycję nauczania muzyki poprzez spontaniczną, swobodną improwizację, propagowaną przez Roda Patona. Szczególnie intrygujące okazało się jedno z ćwiczeń, w którym idąc tylko za dyrektywą śpiewu w górę bądź w dół, większość grupy spontanicznie zaintonowała dźwięki w skali… pentatonicznej, którą jak wiadomo Kodály cenił jako podstawową skalę muzyczną często występującą w muzyce węgierskiej.

Umuzykalnianie tradycją


Przewijający się podczas konferencji wątek edukacyjny, w sposób bezpośredni i pośredni nawiązujący do idei Kodály’a, pojawił się już we wprowadzającym w temat konferencji wykładzie-warsztacie „Śpiewy dziecięce naturalną formą muzykowania” dr hab. Anny Walugi, przedstawicielki katowickiej uczelni i organizatorki. Wytrawna akademicka (i nie tylko) pedagog zaprezentowała wykorzystywaną przez węgierskiego kompozytora metodę nauki śpiewu opartą na solmizacji – w miejsce absolutnych wysokości dźwięków podkreślającej stosunki interwałowe i harmoniczne pomiędzy nimi – oraz specjalnym systemie gestów, nawiązując do własnych badań nad polskim repertuarem prostych tradycyjnych śpiewów dziecięcych. Nazywane przez Ludwika Bielawskiego formami peryferycznymi, a przez innych autorów wokalnymi lub muzycznymi wytworami dzieci, rozmaite śpiewne wyliczanki, kołysanki (np. „Uśnij-że mi uśnij, siwe oczka skuśnij”) śpiewy służące do zabaw czy tańców, kolędy życzeniowe, życzenia noworoczne i wiosenne, nie przekraczają odbiorczych i wykonawczych możliwości przeciętnego kilkulatka. Cechuje je krótka forma i powtarzalność melodyczno-rytmiczna. W treści nawiązują często do życia codziennego, w tym do tradycyjnych ról kobiet i mężczyzn, czego przykładem może być przywołana przez dr Walugę „Maryna, Maryna, gotuj pierogi”, będąca w zasadzie śpiewanym przepisem na tradycyjne ciasto pierogowe (w kolejnych zwrotkach wymieniane są produkty potrzebne do jego „produkcji”). Te i owe wytwory, tkwiące nadal w zbiorowej pamięci Polaków, jak choćby chyba wszystkim znana „Siała baba mak” czy „Mało nas, mało nas do pieczenia chleba” były także bohaterami warsztatu skierowanego do dzieci (wraz z rodzicami) poprowadzonego przez dr Dominikę Lenską („Muzyka ludowa w edukacji małego dziecka”), który pokazał jak ów repertuar można twórczo wykorzystać w umuzykalnianiu poprzez zabawę.

Z kolei podczas warsztatu „Właściwa droga kształcenia muzycznego – od poznania pieśni ludowej do pełnego zrozumienia dzieła muzycznego” dr Barbara Stencel ukazała w jaki sposób znajomość muzyki tradycyjnej wpływać może na percepcję dzieł klasycznych, w tym przypadku XIX i XX wieku, czyli dzieł komponowanych przez profesjonalnych twórców, któremu to repertuarowi dedykowane jest zasadniczo szkolnictwo artystyczne. Prowadząca odniosła się do takich dzieł jak „Fantazja na tematy polskie” czy wybrane mazurki Fryderyka Chopina oraz „Mała suita” Witolda Lutosławskiego, przybliżając wykorzystane w nich melodie i proponując ich wspólne śpiewanie, a przy okazji zwracając uwagę na rozmaite harmoniczne czy konstrukcyjne niuanse samych kompozycji.

Studiowanie tradycji

Istotnym wkładem konferencji było jednak nie tylko zaprezentowanie perspektywy edukacji powszechnej czy artystycznej obejmującej muzykę tradycyjną jako element umuzykalniania czy tak zwanego kształcenia słuchu i materiał źródłowy służący zrozumieniu wielkich dzieł, ale ukazanie jej jako równoważnego kierunku kształcenia artystycznego zarówno na poziomie szkolnym jak i studiów akademickich.

W tym celu zaproszono przedstawicieli współczesnego „miejskiego” nurtu muzyki tradycyjnej z Polski i Węgier, którzy ukazali tę muzykę w perspektywie wykonawczej, jak i badawczej.

Wśród zaproszonych wykładowców znalazł się absolwent wydziału jazzu katowickiej uczelni, Marcin Drabik – skrzypek, a raczej obecnie „skrzypista”, który po odbyciu studiów muzycznych odkrył muzykę rodzimej ziemi radomskiej i przez ponad dziesięć lat pobierał nauki u lokalnych mistrzów, takich jak Jan i Piotr Gaca czy Jan Kmita. Muzyk podzielił się z uczestnikami konferencji informacją iż sam obecnie już naucza gry na skrzypcach, sięgając do lokalnego repertuaru ludowego, w jednym z ośrodków kultury na Kurpiach. Jego fascynującą gawędę „O sekretach warsztatu skrzypka, odkrytych podczas nauki u wiejskich muzykantów” okrasiła prezentacja przykładów muzycznych (wykonywanych na żywo, z towarzyszeniem bębenka Cezarego Bursy, a także odtwarzanych z nagrań). Jak wynikało z tej opowieści – odkrywanie tajemnic wykonawstwa tradycyjnych oberków i mazurków, z ich zapętlającymi się melodiami, które początkowo za każdym razem wydawały się inne, skrząc się coraz to nowymi ozdobnikami, „drobieniami”, przyswojenie sobie tego specyficznego, jak to nazwał artysta „motoru rytmicznego”, sposobów akcentowania i tworzenia wielu różniących się od siebie wariantów, sprawiających że powtarzana po wielokroć fraza zachowuje świeżość – zajęło muzykowi kilka lat, więcej niż trwają formalne studia muzyczne.

Możliwe, że ujęcie tego procesu nauczania w struktury akademickie mogłoby go przyspieszyć i ułatwić. Podczas panelu dyskusyjnego kończącego konferencję dr hab. Anna Waluga obwieściła, że władze Akademii Muzycznej w Katowicach rozważają już otwarcie pierwszego w Polsce wydziału muzyki tradycyjnej. Zrodziło to natychmiast wiele pytań, między innymi o metodę nauczania, która wypadku muzyki tradycyjnej musiałaby być inna niż w przypadku muzyki klasycznej, a także – czy w takim razie muzyka tradycyjna powinna pojawić się także na wcześniejszych etapach edukacji artystycznej. I – czy nauczanie tej muzyki poza jej pierwotnym kontekstem nie odarłoby jej z autentyzmu, spontaniczności i swoistej magii? Jak pokazują jednak doświadczenia wielu krajów, m.in. Węgier, w ten sposób może ona zostać bardziej nawet doceniona, poznana i udostępniona szerzej, a także, choćby wtórnie się rozwijać.Wśród zaproszonych wykładowców znalazł się absolwent wydziału jazzu katowickiej uczelni, Marcin Drabik – skrzypek, a raczej obecnie „skrzypista”, który po odbyciu studiów muzycznych odkrył muzykę rodzimej ziemi radomskiej i przez ponad dziesięć lat pobierał nauki u lokalnych mistrzów, takich jak Jan i Piotr Gaca czy Jan Kmita. Muzyk podzielił się z uczestnikami konferencji informacją iż sam obecnie już naucza gry na skrzypcach, sięgając do lokalnego repertuaru ludowego, w jednym z ośrodków kultury na Kurpiach. Jego fascynującą gawędę „O sekretach warsztatu skrzypka, odkrytych podczas nauki u wiejskich muzykantów” okrasiła prezentacja przykładów muzycznych (wykonywanych na żywo, z towarzyszeniem bębenka Cezarego Bursy, a także odtwarzanych z nagrań). Jak wynikało z tej opowieści – odkrywanie tajemnic wykonawstwa tradycyjnych oberków i mazurków, z ich zapętlającymi się melodiami, które początkowo za każdym razem wydawały się inne, skrząc się coraz to nowymi ozdobnikami, „drobieniami”, przyswojenie sobie tego specyficznego, jak to nazwał artysta „motoru rytmicznego”, sposobów akcentowania i tworzenia wielu różniących się od siebie wariantów, sprawiających że powtarzana po wielokroć fraza zachowuje świeżość – zajęło muzykowi kilka lat, więcej niż trwają formalne studia muzyczne.

Węgierskie konfrontacje

Niezwykle zajmującą i barwną częścią konferencji okazały się wykłady i warsztaty prowadzone przez przedstawicieli węgierskiej muzyki tradycyjnej, należących jednak całkowicie do świata miejskich, wykształconych profesjonalistów. Z jednej strony były to opowieści Istvana Pala, zwanego Boczkiem i jego zespołu o tradycjach wykonawczych do jakich między innymi nawiązują w swoich wykonaniach folkloru węgierskiego, przenikaniu się muzyki klasycznej, na przykład barokowej i ludowej, a także rodzajach wykorzystywanych instrumentów i przemianach jakie nastąpiły po przejęciu tradycyjnych wzorców przez współczesnych miejskich muzykantów. Wspaniałe przykłady węgierskiej, a właściwie mołdawskiej muzyki tradycyjnej w ich wykonaniu, pozostawiły słuchaczy z pewnością w niedosycie, który mógł zaspokoić nieco bardziej koncert kończący pierwszy, intensywny dzień konferencyjny, złożony z wielu wykładów i warsztatów. Nie zabrakło na nim także utworów patrona konferencji, m.in. kilku charakterystycznych duetów ze zbioru Bicinia Hungarica w wykonaniu młodych flecistek ze szkoły muzycznej I stopnia, a na zakończenie Szalonna és Bandája czyli kapela Istvána Pála zaprezentowała taneczną muzykę pochodzącą ze zbiorów Kodálya oraz współcześnie grywaną w tzw. Domach Tańca na Węgrzech.

Jak można się było dowiedzieć z kolei podczas wykładu dra Salomona Somy, wykładowcy muzyki ludowej w Instytucie Kodály’owskim Akademii Liszta w Kecskemét na Węgrzech – była to przede wszystkimmuzyka taneczna stanowiąca dziedzictwo ludu Czangów, zamieszkującego dziś tereny historycznej Mołdawii (współczesna Rumunia, Austro-Węgry sprzed traktatu wersalskiego) i używającego charakterystycznych dla Madziarów zwyczajów oraz wierzeń naniesionych na katolicyzm, a także archaicznego języka węgierskiego („archaicznych etnolektów madziarskich”).

Nie sposób nie wspomnieć, że po koncercie hall katowickiej uczelni przemienił się w swoisty dom tańca z udziałem węgierskich muzyków.
Sam Soma, zarazem praktyk, fujarzysta, jak i badacz rodzimego folkloru przedstawił w swoim wykładzie, a następnie kontynuującym jego wątek warsztacie, niezwykle interesujący problem zmian, jakim ulegała tradycyjna muzyka, poddana wpływom miejskich informatorów i kontynuatorów oraz wtórnie niejako powracająca na wieś. Soma, co ciekawe, opisał ten proces jako zjawisko pozytywne, często przyczyniające się do przetrwania danego stylu wykonawczego czy repertuaru. Precyzyjna i barwna, okraszona przykładami muzycznymi analiza zmian stylu wykonawczego fujarzysty (Hodorog András), który w naturalnym środowisku był solistą grającym z potrzeby serca (dla owieczek albo… kobiet) a nie zawodowym muzykiem, a w miejskim środowisku współczesnych domów tańca zyskał status prymisty, pozwoliła ukazać szerzej proces wywołany przez współczesny ruch zainteresowania muzyką tradycyjną i zastanowić się nad tym w jaki sposób ingerencja w tradycyjny kontekst muzyczny zmienia ów kontekst i tradycję, dopasowując ją do, wtórnie niejako wytworzonych, potrzeb oraz gustów współczesnych wykonawców i odbiorców owej tradycji.

Entuzjastyczna postawa młodego węgierskiego praktyka, który grę na ludowej fujarce rozpoczął w wieku lat 15, a zarazem obecnie przedstawiciela środowiska akademickiego pozwoliła spojrzeć na ów proces jako zjawisko pozytywne, a na samą tradycję, jako zjawisko dynamiczne i wciąż żywe.

W ocenie organizatora, Witolda Roy Zalewskiego, największą wartością konferencji było doprowadzenie do skonfrontowania środowiska pedagogów i wykładowców akademickich ze współczesnymi przedstawicielami świata muzyki tradycyjnej, a zarazem często profesjonalnie wyszkolonymi muzykami, dla których owa muzyka jest już nie tylko przedmiotem studiów teoretycznych, jak ma to miejsce w przypadku etnomuzykologii czy – jak w przypadku węgierskiego muzyka Salomona Somy – akademickich, ale jednocześnie żywą praktyką. Spotkanie to, mające za punkt wyjścia myśl i muzykę węgierskiego twórcy, okazało się niezwykle cenne i brzemienne w skutki, gdyż – jak wynikałoby deklaracji przedstawicieli katowickiej uczelni – przyczynić się może do wyznaczenia zupełnie nowej perspektywy w kultywowaniu tradycji oraz edukacji muzycznej w Polsce.